Życie na rzadko cz.4. (fragment)

Są też takie rozmowy, które potrafią rozbawić do łez. Mój czwarty wlew był okraszony jak zwykle stresem. Kilka tygodni wcześniej, czyli po pierwszym wlewie, moja wątroba postanowiła się zbuntować. Próby wątrobowe wywalone w kosmos. Trzeci wlew podany był na obniżonej dawce i podświadomie czułam, że jeśli wątroba nie zacznie ogarniać, leczenie albo może zostać odroczone lub o zgrozo całkowicie przerwane. W życiu się tak nie pilnowałam jak przed czwartym wlewem. Pilnuje się zawsze, ale narzuciłam reżim i całkiem nieźle się na nim czuję. Dieta, dużo wody, wsparcie pewnego zielonego glona i leki zlecone od lekarza. Ważny tip dla osób, które dobrze tolerują chemie. Trzeba się ruszać w miarę możliwości. Spacer, nordic walking, rower (po Hipec jeździmy tylko po płaskim). Więc chodziłam jak szalona i nie rozstawałam się z wodą. Pomimo tego bałam się wyników. Milion czarnych myśli przebiegało mi przez głowę. A co jeśli zostawią mnie w szpitalu??? I kiedy tak się pogrążyłam w tych myślach i afirmacji, że ma być dobrze, totalnie odleciałam, czując jak stres miesza się ze zmęczeniem, a była dopiero 9:00. Na korytarzu panowała cisza, która została przerwana najpierw przez Panią A. a potem Panią Halinkę . Obie kobiety dobrze się znały bo walczyły z jednym dziadem. Pani A. strasznie dużo klęła, a Pani Halinka była jak 10 Halinek razem wziętych, głośna i zabawna w każdym swoim geście.
– No jak tam sobie z chujem radzisz Halinko? –
– No kuźwa, od niedawna dopiero jakoś człapie
– A co to się z tymi nogami dzieje?
– No ta chemia, no kuźwa leciałam na twarz, tak mnie te nogi oszukały
Panie rozmawiały, a przynajmniej próbowały, bo jedna drugiej przerywała, tyle się nie widziały. Pani Halinka po jakiś 10 minutach szybkiej gadki z Panią A. poderwała się z krzesła, tym samym włączając mnie do rozmowy. Pani A. rezolutna kobieta, w końcu nie wytrzymała presji otrzymanych strzępów informacji i jeszcze razy zadała pytanie Halinie- no ale nie powiedziałaś jak sobie z chujem radzisz?
Na co Pani Halinka- ja słuchajcie na chuja mam sposób. Horenżadka! Aż nie wytrzymałam i spytałam czy to jakieś złote lekarstwo na raka? Na co Pani Halina niczym profesor onkologii i mistrzyni gadki z dobrym flow, rzecze tak: Idę do sklepu i kupuje dużo tej horenżadki, żeby siła i energia była. Bo wiecie mogłabym walnąć szota albo cztery lub piwo, ale przed 12 trochę słabo, więc walę horenżadkę. Po 12 dopiero wleci browar na smaka przed obiadem, a wieczorem cztery szoty. Oczywiście niecodziennie, szanujmy się. Ale tak od czasu do czasu. Mój stary myśli, że ta horenżadka to orenżadka, ale to energetyk jest. No pogoniłby mnie, ale że ślepy to nie widzi co na puszce napisane.
– I co pomaga Ci?
– No a jak!!!!!
– A pani coś pije? – zwróciła się do mnie Pani A.
Pisałam trochę wyżej o wodzie. Ale dla uzupełnienia witamin, robię sobie sama warzywno- owocowe soki. Duża ilość antocyjanów i witaminy C, czasem przesadzę z imbirem i wykręci mi paszczę na wszystkie strony świata, ale dla tego smaku warto się poświęcić. I tak zdaję sobie sprawę, że większość tych witamin wysikam nim poprawię nimi wyniki, ale to moja horenżadka, po której po prostu czuje się lepiej.
– No pije zdrowe soczki, chociaż czasami też mi się browarek marzy. Mówiąc to czułam się trochę jak frajerka, ale jak widać każdy ma swój własny sposób na tego chuja. Jedni walą soki i wodę inni horenżadki. Ilość płynów się zgadza.