VICTOZA – MOJA HISTORIA

Tak, mając 98,6 kg na wadze, czując się źle we własnym ciele i z własnym ciałem, zdecydowałam się na leczenie. Wtedy ten lek nie był tak znany, a ja nie wiedziałam nic poza tym, że mi pomoże utrzymać cukier w ryzach. Zgubienie kilogramów miało być skutkiem ubocznym. Czy żałuje? Zapraszam do pierwszej części serii wpisów o Victozie.

W pierwszej części opowiem Wam tylko o tym, dlaczego zdecydowałam się na leczenie? Z jakimi objawami się mierzyłam. Co się zmieniło? Oraz ile kilogramów zgubiłam łącznie od stycznia 2022.

Musimy cofnąć się w czasie. Jest 2 stycznia 2022 kiedy obudziłam się przecukrzona po świątecznych grzeszkach, gdzie nie opierałam się ciasteczkom, czekoladkom, i piwku. Było źle. Wręcz bardzo źle. W zgięciach łokci pojawiła się wysypka, która ogromnie swędziała. Na kostkach zauważyłam obrzęki i czułam się najgorzej na świecie. Body Positive? Miałam ogromny hejt na ten trend. Bo jak osoba gruba, czyli np. taka jak ja może czuć się dobrze? Czy ma wystarczająca dużo pieniędzy, żeby co miesiąc kupować sobie nowe spodnie, bo poprzednie się przetarły? Czy nie męczy się przy zakładaniu butów, czy leginsy nie zwijają się w pasie przy każdym wymachu nogą podczas treningu. Nie męczy się przy mówieniu? Nie męczy jej refluks? Nie chce jej się spać? Czy nie obcierają jej się uda podczas chodzenia? I niby te problemy są błahe, ale dla mnie stanowiły pewien rodzaj ograniczeń. Moja głowa cały czas pracowała i szukała odpowiedzi, jak bardzo przez swoją tusze jestem oceniana. Ilu ludzi podczas rozmowy ze mną myśli- ale się spasła…- kiedy wreszcie schudnie. I tak niestety, znalazła się taka osoba, która potrafiła nieźle mi nawrzucać i zwyzywać od grubasów, grubej maciory, obrzydliwej baby…. Byłam to Ja.

Dnia 3 stycznia postanowiłam, że odpłacę się tej „krytycznej Agatce” i zamknę ją raz na zawsze w odmętach swojej głowy, tylko najpierw schudnę, żeby nie miała zbyt wielu pretekstów do wychodzenia z szuflady. Zaplanowałam całą strategię, co będę jeść, ile kalorii potrzebuje i jak będą wyglądać moje najbliższe tygodnie, a potem miesiące. Miałam 23 kg do zrzucenia na początek.
Na gaz wstawiłam wielki gar z rosołem, który miał być pierwszym codziennym posiłkiem. Spisałam kilka przepisów i pełna wiary, że wreszcie się uda, podeszłam do realizacji. Codziennie rano piłam kubek gorącego wywaru, potem wyjadałam kawałki mięska z kurczaka lub wołowinki. Taki posiłek trzymał mnie w ryzach do 12/13 kiedy jadłam obiad lub drugie śniadanie. Około 17/18 jadłam swój ostatni posiłek. Wróciłam do regularnych treningów. Po trzech tygodniach zaczynałam czuć poprawę w samopoczuciu. Jelita podjęły pracę, wysypka zniknęła, kostki wracały do swoich normalnych rozmiarów. W lutym poszłam na badania, bo skończyły mi się wszystkie leki na tarczycę i metmorfina, którą brałam, żeby utrzymać skoki insuliny. Badania nie były tragiczne, tarczyca trzymała formę, natomiast glukoza i insulina dalej pozostawały wiele do życzenia. Nowy rok, nowa ja to i trzeba znaleźć nowego lekarza. Podczas wizyty opowiedziałam o wszystkich moich dolegliwościach i tym, że od lat próbuje zrzucić wagę, ale nie wychodzi i kończy się zajadaniem. Lekarz mnie wysłuchał, obejrzał wyniki i zaproponował najnowszy lek Saxenda. Gdzieś mi się to uszy obiło, jednak po opowieści lekarza i kosztach leczenia, powiedziałam sobie, spróbuje sama, jak nie wyjdzie, pochylę się nad tym wynalazkiem. W kwietniu zanotowałam pięć kilo mniej i byłam zachwycona takim efektem. No pękałam z dumy. Jednak zauważyłam, że znowu jestem zmęczona, robię się coraz częściej głodna, a wysypka znowu dumnie zaświeciła się w zgięciu. Znowu poszłam na badania. Znowu insulina i glukoza pokazały zły wynik na kalkulatorze HOMA IR, a waga pokazała przyrost. Byłam zła!! Tak dobrze mi szło, tyle zmieniłam w nawykach, a tu dupa, znowu jest mnie więcej, zamiast mniej. Podkręciłam deficyt, najpierw go zwiększając, potem ucięłam ile trzeba. A waga stała. No nic, wyniki znowu trzeba skonsultować z lekarzem. I tak odkryłam, że w przychodni ginekologicznej, w której się leczę, przyjmuje endokrynolog, złota kobieta! Kiedy opowiedziałam ponownie swoją historie, spojrzała na mnie nie jak na pacjenta tylko na zmęczoną i sfrustrowaną kobietę, która potrzebuje pomocy. To ona jako pierwsza obejrzała moje wyniki, które zbierałam ostatnie 4 lata. Do końca życia zapamiętam jej słowa: „Nie uda się Pani schudnąć bo Pani gospodarka cukrowa ledwo zipie. I nie jest to kwestia złej diety, bo słyszę, że wiele Pani zmieniła prawidłowo, jednak mamy tu za wysoki wskaźnik Homa IR i to on nam blokuje cały proces. Trzeba coś zrobić, żeby Pani organizm zaskoczył.” Jeszcze raz zaczęła wertować wszystkie moje badania, spośród których wyciągnęła głęboko wciśniętą notatkę poprzedniego lekarza z napisem SAXENDA. Wyciągnęła ją i powiedziała, myślała Pani o tym leku? Powiedziałam, że tak, ale czytałam o nim i wiem, że po pierwsze jest drogi i ma wiele skutków ubocznych. Słyszałam też, że można zachorować nawet na nowotwór trzustki. Lekarka spojrzała na mnie ze spokojem i powiedziała, że patrząc na moje wyniki, lepiej sprawdzi się tu Victoza. Lek o takim samym składzie, jednak tańszy i skierowany do osób z insulinoopornością. I tak ten lek ma wiele skutków ubocznych, jednak w każdej chwili mogę go odstawić, a ona będzie monitorować cały proces. Odpowiedziała na wszystkie moje pytania, dała wskazówki, jak zacząć z tym lekiem. Przyjechałam do domu i po wielu rozważaniach i słowach lekarki, powiedziałam raz kozie śmierć i zamówiłam lek w aptece,

Trudne złego początki. Pierwszy zastrzyk był stresujący, zrobiłam go dokładnie 4.06.2022 około godziny 9 rano. Z ekscytacją czytałam ulotkę i w towarzystwie Starego, który na widok igły, trochę zbladł wbiłam się w skórę brzucha. Była to sobota, bo jednak skutki uboczne lepiej przechorować w domu.. Po zrobieniu zastrzyku weszłam na wagę i zanotowałam dokładną ilość kilogramów. Było 93,4 kg. Lek zadziałał na mnie od razu bo w niedzielę rano, na śniadanie zjadłam o wiele mniej niż zazwyczaj i nie byłam głodna. Po kilku dniach codziennych zastrzyków, zaczęłam czuć zawroty głowy, odbijało mi się zgniłym jajem, jedzenie rosło w buzi i czułam ogromną senność, zwłaszcza po zjedzeniu posiłku, który zawierał węglowodany. Nie miałam na nic ochoty, totalny brak apetytu. Jedyna rzecz, która mi wtedy smakowała to pumpernikiel z pasztetem Profi. I teraz na bank umarł jakiś specjalista od zdrowego żywienia, po przeczytaniu o pasztecie Profi. Jednak pomimo tych dolegliwości, które minęły po trzech tygodniach, waga pokazała 89,9 kg. A był to 18.06.2022. Cieszyłam się jak dziecko, zobaczyć 8 z przodu po trzech latach bycia pomiędzy 90 a 100 kg. Na początku lipca byłam przeziębiona i jak się potem okazało był to kolejny skutek uboczny leku. Jednak im dalej w las tym lepiej się czułam. Zniknęły obrzęki, miałam więcej energii, zaczęłam być dla siebie milsza i słuchać siebie. Wyluzowałam w głowie, jadłam mniej i to na co miałam ochotę. Nie biczowałam się za zjedzone ciasteczko czy batonika. Dalej trenowałam i dalej zwijały mi się legginsy, jednak w końcu robiłam to dla siebie, nie dla wewnętrznego grubasa, którego trzeba unicestwić. W październiku odkryłam, że moja poprzednia relacja z jedzeniem była mocno zaburzona. Zajadałam, nie mając czasami żadnych hamulców. Przy Victozie nie byłam w stanie dać upustu emocjom przy jedzeniu i po kilku takich sytuacjach doszłam do wniosku, że muszę kolejny raz sięgnąć po pomoc lekarza i tak trafiłam na terapię. Pierwszy raz ktoś wlazł z butami do mojego ogródka i pomaga wyciąć mi te wszystkie chwasty, które trzymały mnie dość mocno i karmiły ciasteczkami. Leki, dieta i sport robiły porządek z moim ciałem, a ja mogłam skupić się na moich wewnętrznych Agatkach, które przez ostatnie lata mocno mieszały w poczuciu własnej wartości.

Ile zrzuciłam?

Od stycznia do maja 2022 udało mi się zrzucić 5,2 kg. Lek Victoza brałam od 4.06.2022 do 21.01.2023. Z pomocą leku, diety i regularnych ćwiczeń wyszło 13 kg. Łącznie 18,2 kg w przeciągu całego roku. Obecnie waga oscyluje pomiędzy 80 a 82 kg, w zależności od dnia cyklu. Nawyki zostały ze mną dalej. Dalej ćwiczę, dalej zdrowo się odżywiam, jem bardzo mało węglowodanów i odkrywam siebie. Jem tyle ile potrzebuje, a nie tyle ile wcisnę, aż będzie mi niedobrze, ale przynajmniej się nie zmarnuje. Planuje posiłki, dzięki temu nie stoję przy garach codziennie, bo wcześniej gotowałam dla zabicia czasu.
Z życia przed Victozą, został mi nawyk picia rosołu na śniadanie. Pracuje bardzo mocno ze wszystkimi Agatkami, które były tłumione ciasteczkiem. Mam dla siebie więcej dobrych słów i codziennie do lustra mówię, że jestem zajebista i ładnie dziś wyglądam. Dalej jem ciasteczka, jednak nie mam po nich wyrzutów sumienia. Dalej czuję jeszcze czasami skoki cukru i od czasu do czasu pojawia się wysypka. Dlatego też w marcu zrobię kolejne badania, żeby sprawdzić jak lek wpłynął na inne parametry. Kolejne 10 kg chcę już zrzucić sama, dać sobie więcej czasu, nie gonić, bawić się tym.

Jestem z siebie dumna, bo ostatni rok poznałam siebie na nowo. Nie znałam siebie takiej. I nie chodzi tu tylko o utratę wagi, a zbudowanie najważniejszej relacji z samą sobą. Bycia dla siebie milszą, wyrozumialszą. Dalej zdarza mi się samobiczowanko, jednak używam mniej wyszukanych epitetów. Dziś wiem, jak zaburzona relacja z jedzeniem w dzieciństwie może wpłynąć na całe dorosłe życie. Dziś też wiem, że waga 98,6 kg była objawem kolejnej choroby, jaką jest otyłość. Jedni powiedzą, że korzystanie z leków takich jak Victoza czy Saxenda to pójście na łatwiznę, bo przecież to leki na odchudzanie. I tak mogą sobie tak mówić bo tak te leki pomagają schudnąć nawet wtedy kiedy nie zdecydujemy się na dietę i ruch. Jednak dla mnie te kilka miesięcy były bardzo dobrą lekcją. Victoza zdecydowanie zmieniła moja relację z jedzeniem. Pokazała, że moje ostatnie 35 lat życia kręciło się wokół jedzenia. Kiedy wchodziłam w 36 rok życia, miałam więcej czasu na czytanie książek, rozwój pasji czy też siły na posprzątanie mieszkania- ku zdziwieniu Kamila. Bo moja uwaga nie kręciła się wokół tego co zjeść, co ugotować. Zaczęłam spędzać ze sobą czas i nie była to kuchnia 🙂 Mogę iść z koleżankami tylko na spacer, a nie na coś do jedzenia, pomimo zjedzenia wcześniej obiadu. Teraz częściej mówię, że nie jestem głodna, bo się najadam. Nauczyłam się jeść zdrowo i odżywczo. Dlatego wiem, że było warto się pomęczyć by wyciągnąć z tego tyle dobra.

Jeśli dotrwaliście do końca tego wpisu, to bardzo się cieszę. W kolejnym opiszę kilka moich sposobów, jak można poradzić sobie ze skutkami ubocznymi tego leku i jakich błędów nie popełniać podczas leczenia.